LEWICA WOBEC KOŚCIOŁA

LEWICA WOBEC KOŚCIOŁA

      Ugrupowania lewicowe w Polsce, startujące w wyborach, przyjmują dualistyczną postawę. Z jednej strony, niby przywdziewają „białe rękawiczki”, które mają oznaczać, że rzekomo lewica nigdy nie była i nie będzie przeciwko ludziom wierzącym. Ale z drugiej strony, wkładają „stare buty”, poprzez które wprost oznajmiają, że dla tej lewej strony sceny politycznej charakterystyczny był i jest antyklerykalizm oraz chęć zredukowania działalności Kościoła do przysłowiowej „zakrystii”. Takie wnioski nasuwają się po niedawnych wypowiedziach Włodzimierza Czarzastego. Z jednej strony, szef SLD twierdzi: „Nie jesteśmy religiożercami ani kościolożercami”. Z drugiej strony, wprost odwołuje się do idei „świeckiego państwa”, które – jak pokazuje historia – w wydaniu lewackim oznacza uczynienie z ludzi wierzących osób drugiej albo trzeciej kategorii w państwie i wypchnięcie Kościoła ze sfery życia publicznego i społecznego. Czemu ma służyć taki swoisty dualizm w narracji jednego z liderów lewicy? 

      Otóż dualizm ten, po pierwsze, ukazuje przewrotną strategię, która ma zmanipulować ludzi wierzących, wykorzystując zgrane przez dziesięciolecia stare hasła o rzekomym bogactwie księży i przywilejach instytucji kościelnych.

      Po drugie, takie wypowiedzi to perfidna próba oddzielania kapłanów od wiernych z wykorzystaniem stereotypów. Obliczone są one na to, że uprzedzenia niektórych ludzi do księży uda się wykorzystać politycznie.

      Po trzecie, zwykłym kłamstwem i hipokryzją jest mówienie, że nie jest się przeciwko ludziom wierzącym, gdy popiera się np. wszelkie ideologie wymierzone w chrześcijański światopogląd, promuje się aborcję, in vitro i odmawia się katolickim rodzicom prawa do obecności lekcji religii w szkole.

      Włodzimierz Czarzasty deklaruje: „Nie jesteśmy w tej sprawie oszołomami, świrami, którzy będą chodzili, opluwali ludzi wiernych, opluwali kler. Mamy do tego racjonalny, spokojny stosunek”. Czyżby?

      Lewica, jeśli już w ogóle toleruje ludzi wierzących, to tylko takich, którzy zepchnięci w sferę prywatną nie domagają się kształtowania państwa w duchu Ewangelii, nie manifestują publicznie swej pobożności i usuwają się w cień. Warto zatem zapytać: czy forsowanie ideologii gender, LGBT, popieranie aborcji, legalizacji układów homoseksualnych – tak naprawdę nie jest opluwaniem ludzi wierzących w naszym kraju?

    Czy wspieranie tzw. marszów równości, na których dochodzi do profanowania najświętszych dla katolików w Polsce świętości – nie jest ich opluwaniem?

      Czy odmawianie wierzącym rodzicom, którzy płacą podatki, prawa do wychowania dzieci, także w szkole, w duchu poszanowania wartości duchowych i troski o wiedzę religijną na katechezie – nie jest ich opluwaniem?

      Historia uczy, że pierwszym krokiem uderzenia w Kościół przez wszelkich jego wrogów była zawsze próba wbicia klina między duszpasterzy i wiernych świeckich. Cała propaganda komunistyczna była na to nastawiona. Symbolem takiego wściekłego atakowania i oczerniania kapłanów jest dziś bł. ks. Jerzy Popiełuszko, męczennik komunizmu. Gdy wiernych pozbawi się pasterzy, gdy zostaną „jak owce bez pasterza”, to wtedy łatwiej ich zastraszyć, zwieść jakimiś szemranymi ideologiami, zupełnie zeświecczyć ich życie. Bo oddzielenie wiernych od kapłana to brak sakramentów, które umacniają w chrześcijańskim byciu w świecie; oddzielenie ludzi od kapłana to brak spowiedzi, to brak Eucharystii, to brak katechezy, to brak prostego czasem przypomnienia, że jest Bóg.

       Kościół katolicki to wspólnota wiernych wraz ze swymi pasterzami. Lewicę boli, że Kościół pełni wiele funkcji, które są bardzo cenne dla państwa i przyszłości Narodu, czy to w dziedzinie edukacji, kultury, pomocy zdrowotnej, czy charytatywnej. We wszystkich tych sferach Kościół powinien otrzymywać wsparcie ze strony państwa (jego instytucji, także samorządowych) w ramach zasady autonomii, ale i zdrowej współpracy. Szczególnie w tych dziełach, gdzie cele państwa i Kościoła się zbiegają (są komplementarne), bo chodzi przecież o dobro wspólne i służbę tym samym ludziom: obywatelom państwa, którzy jednocześnie przynależą do wspólnoty Kościoła.

       Z kolei atak na religię w szkole i jej finansowanie z budżetu państwa to tak naprawdę forsowanie określonej koncepcji edukacji i wychowania, w której nie ma miejsca na przedmiot natury religijno-etycznej i duchowej. Tylko że to już przerabialiśmy w PRL, gdy doszło do ateizowania szkoły. Na to nie ma dziś zgody wierzących rodziców, obywateli tego państwa, którzy także finansują szkolnictwo w Polsce.

     Dosyć też kłamstw na temat funduszu kościelnego. Fundusz ten to nie jakaś łaska czy skok Kościoła na kasę państwową. Kościół został w PRL ograbiony z majątków, które służyły wiernym. Ten fundusz powstał jako forma rekompensaty za zagrabioną własność Kościoła, która służy Polakom. Tej próby oddania sprawiedliwości dziś pogrobowcy komunistów używają do bieżącej walki politycznej i atakowania Kościoła. To wielka niegodziwość!!!

[Opracowano na podstawie: Sławomir Jagodziński, Lewica w starych butach, „Nasz Dziennik” 17.09.2019, s. 2].